Filozofia jest sztuką życia. Cyceron

Octavio Paz-Wiersze(1)

Octavio Paz-Wiersze(1),

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1990
OCTAVIO PAZ
Octavio Paz urodził się w 1914 roku. Jest Meksykańczy-
kiem. Pośród latynoamerykańskich poetów i eseistów
uważany za najwybitniejszego z żyjących.
W czasach wojny domowej przebywa w Hiszpanii. Na
zaproszenie Pabla Nerudy bierze udział w Kongresie Pisa-
rzy Antyfaszystowskich w Walencji. W Meksyku redaguje
pismo „Taller". W latach 1944-1945 przebywa na stypen-
dium Guggenheima w USA, po czym wstępuje do służby
dyplomatycznej. Pracuje na placówkach we Francji, Japo-
nii, Indiach. Na znak protestu wobec wydarzeń na Placu
Trzech Kultur w Meksyku w 1968 roku porzuca pracę
w dyplomacji. Otrzymuje ważne nagrody: w 1981 — Na-
grodę Miguela de Cervantesa, w 1984 — Nagrodę Pokoju
we Frankfurcie, w 1988 — Nagrodę Alexisa de Tocquevi-
lle w Paryżu. Wykładał literaturę latynoamerykańską na
uniwersytetach w USA i Europie.
W twórczości Paza widać ogromny wpływ, obok rodzi-
mych tradycji, francuskiego surrealizmu oraz dalekowschod-
nich kultur i religii.
Ważniejsze zbiory esejów:
El arco y la lira
(1956),
El
mono gramatico
(1974),
La otra voz
( 1990). Ważniejsze
tomy poetyckie:
Luna silvestre
(1933),
Raiz del hombre
(1937),
Libertad bajo palabra
(i960),
Salamandra
(1962),
Pasado en claro
(1975),
Arbol adentro
(1987).
Octavio Paz jest także autorem licznych artykułów publi-
cystycznych, głównie o problematyce historycznej i poli-
tycznej.
Ogień codzienny
Jak powietrze —
co wznosi i rozwiewa
na stronicach warstw ziemi
na stołach planetarnych
niewidzialne swoje budowle —
jest człowiek.
Jego mowa to zaledwie ziarnko
gorejące
na dłoni przestrzeni.
Sylaby są przeświecaniem ognia.
Jest w nich także coś z roślin:
ich korzenie
wżerają się w ciszę,
gałęzie
splatają się w domy szelestów.
Sylaby —
zacieśniają i rozluźniają uścisk.
Toczy się gra
w podobieństwa i w niepodobieństwo.
Sylaby
dojrzewają w nachyleniu czoła,
rozkwitają na wargach.
Ich korzenie
piją noc, żywią się światłem.
Języki — drzewa rozpłomienione
w listowiu deszczu.
Urodzaje błyskawic,
geometrie echa.
Na czystej kartce
wiersz wstaje jak dzień
widny
na dłoni przestrzeni.
Krystyna Rodowska
Elegia przerywana
Dzisiaj wspominam zmarłych z mej rodziny.
Pierwszego nieboszczyka niełatwo zapomnieć,
chociażby umarł nagle, tak niespodziewanie,
że nie dostąpił łoża ni świętych olejów.
Słyszę, jak jego laska zastyga na stopniu,
jak cielesność podpiera się westchnieniem,
już drzwi się otwierają i nieboszczyk wchodzi.
Między drzwiami a śmiercią jest przestrzeń niewielka,
zaledwie starczy czasu, by usiąść przy stole,
podnieść wzrok, spojrzeć na zegarek
i upewnić się: jest kwadrans po ósmej.
Dzisiaj wspominam zmarłych z mej rodziny.
Tę kobietę, co konała noc po nocy,
jej agonia była długim pożegnaniem,
pociągiem, co wciąż nie mógł odejść.
Zachłanność jej warg uwieszona u niteczki westchnienia,
jej oczy nie domknięte, co wciąż dają znaki
i błądzą od lampy do moich oczu,
i jej uparte spojrzenie czepia się cudzego
światełka, co dusząc się w tym uścisku ucieka,
by z drugiego brzegu patrzeć jak się pogrąża
ciało i zatraca dusza, gdy nie ma innych
czuwających źrenic.
Czyżby to jej spojrzenie wciągało mnie w śmierć?
A może umieramy tylko z tej przyczyny,
że nikt nie chce umierać razem z nami, nikt
nie chce nam do końca patrzeć w oczy.
Dzisiaj wspominam zmarłych z mej rodziny.
Także tego, co wyszedł na kilka godzin
i nie wiadomo w jakiej ciszy ugrzązł.
Urywają się wieczorne pogwarki przy stole,
bezbarwna chwila zapada się w pustkę,
jakieś zdanie bez końca rozpina się w ciszy
gęstej jak pajęczyna,
odsłania się korytarz dla wracającego,
już słychać jego kroki, podchodzi, zastyga...
Ktoś spośród nas wybiega
i starannie zamyka drzwi.
Lecz on tam, z drugiej strony trwa i wciąż się wprasza.
Czai się w każdej próżni, w chwili zamyślenia,
przemyka wśród ziewania, oddycha tuż obok.
Choć drzwi na klucz zamknięte, on naciska klamkę.
Dzisiaj wspominam zmarłych z mej rodziny.
Rysy we mnie zapadłe i twarze bez oczu
albo oczy bez twarzy, z wydartym spojrzeniem.
Czy szukam w nich zagadki własnego istnienia?
Boga krwi, który moją krew burzy?
Boga żółci, co mnie żywcem pożera?
W lustrze ich milczeń widzę moje życie,
w moim życiu ich śmierć się przedłuża,
jestem ostatnim błędem ze wszystkich ich błędów.
Dzisiaj wspominam zmarłych z mej rodziny.
Ich myśli rozproszone, uczynki w rozsypce,
ich imiona na wiatr (luki, zrównanie z ziemią,
leje, przy których upiera się pamięć),
zagubiony kalendarz spotkań,
i ja, ich mdły przedrzeźniacz, zamieszkały
zawsze przez tego drugiego, który też jest mną.
Gniew, pożądliwość skryta pod maskami, żmija
zagrzebana w ziemi, powolność erozji,
oczekiwanie, strach, uczynki człowieka
zobaczone od wewnątrz: oni mnie obsiedli,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • happyhour.opx.pl
  • Tematy

    Cytat


    Facil(e) omnes, cum valemus, recta consili(a) aegrotis damus - my wszyscy, kiedy jesteśmy zdrowi, łatwo dajemy dobre rady chorym.
    A miłość daje to czego nie daje więcej niż myślisz bo cała jest Stamtąd a śmierć to ciekawostka że trzeba iść dalej. Ks. Jan Twardowski
    Ad leones - lwom (na pożarcie). (na pożarcie). (na pożarcie)
    Egzorcyzmy pomagają tylko tym, którzy wierzą w złego ducha.
    Gdy tylko coś się nie udaje, to mówi się, że był to eksperyment. Robert Penn Warren