Filozofia jest sztuką życia. Cyceron

Oddział 666

Oddział 666, KSIĄŻKI(,,audio,mobi,rtf,djvu), DAVID BALDACCI

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DAVID
BALDACCI
ODDZIA
Ł
666
Dla Bernarda Masona, niezłomnie uczciwego i szczerego
oraz pamięci Franka L. Jenningsa,
który znaczył tak wiele dla tak wielu
 ROZDZIAŁ 1
Harry Finn wstał jak zwykle o szóstej trzydzieści, zrobił
sobie kawę, wyprowadził psa na poranny spacer na
podwórko za domem, wziął prysznic, ogolił się, obudził
dzieci i przez następne pół godziny nadzorował
skomplikowany proces przygotowań do szkoły: zjedzenie
śniadania, spakowanie tornistrów, zapanowanie nad
wybuchającymi co chwila kłótniami. W pewnej chwili
dołączyła do niego żona, nieco zaspana, ale mimo
wszystko już gotowa do podjęcia roli matki — szofera
całej trójki, w tym nad wiek rozwiniętego, samodzielnie
już myślącego nastolatka.
Harry Finn, choć przekroczył trzydziestkę, wciąż miał
chłopięcą sylwetkę i niebieskie oczy, których spojrzeniu nic
nie mogło umknąć. Ożenił się młodo, kochał swoją żonę i
trójkę dzieci, serdecznymi uczu-
ciami darzył nawet psa, obwisłouchego mieszańca
labradora i pudla, który wabił się George. Finn miał ponad
metr osiemdziesiąt wzrostu, długie kończyny i zwartą
budowę ciała, dającą mu szybkość i wytrzymałość. Ubrany
był jak zwykle w wytarte dżinsy i koszulę wyciągniętą na
wierzch. Ze swoimi okularami w okrągłej oprawie, za
którymi skrywało się inteligentne, badawcze spojrzenie,
wyglądał na księgowego słuchającego zespołu Aerosmith
po całym dniu obcowania z liczbami. Mimo że był tak
wspaniale zbudowany, musiał nieźle kombinować, żeby
zarobić na utrzymanie rodziny i iPody dla swoich dzieci,
choć trzeba przyznać, że wychodziło mu to doskonale.
Naprawdę niewiele było osób, które mogłyby zajmować
 się tym, czym zajmował się Harry Finn. I na dodatek
pozostać przy życiu.
Pocałował na do widzenia żonę, uściskał dzieciaki, nawet
nastolatka, chwycił marynarski worek, który poprzedniego
wieczora położył przy drzwiach wejściowych, wsiadł do
swojej toyoty prius i ruszył
na lotnisko National, znajdujące się nad Potomakiem, tuż
za granicami Waszyngtonu. Jego oficjalna nazwa brzmiała
od niedawna Ronald Reagan Washington National Airport,
ale dla miejscowych na zawsze pozostanie ono po prostu
National. Finn zostawił samochód na jednym z parkingów
w pobliżu głównego terminalu, którego dominującym
elementem architektonicznym była cała seria połączonych
ze sobą kopuł, przypominających ukochaną posiadłość
Thomasa Jeffersona -Monticello. Z workiem w ręku ruszył
w stronę budynku i wszedł do eleganckiego wnętrza. W
toalecie otworzył worek, wyjął z niego grubą niebieską
bluzę z odblaskowymi paskami na rękawach i spodnie, na
szyi zawiesił chroniące przed hałasem słuchawki, a do
bluzy przypiął poważnie wyglądającą plakietkę.
Udając kierującego kołowaniem samolotów, wmieszał się
w tłum pracowników lotniska i bez trudu przekroczył
specjalną linię ochrony. Jak na ironię, kiedy przekraczał tę
linię, nie przyjrzano mu się choćby pobieżnie. Już po
drugiej stronie barierki kupił sobie kawę. Następnie
zupełnie swobodnie podążył za innym pracownikiem
lotniska i znalazł
się na pasie do kołowania. Wychodzący mężczyzna
przytrzymał mu jeszcze otwarte drzwi.
— Na której zmianie pracujesz? — zapytał Finn. Kiedy
mężczyzna odpowiedział, Finn dodał: - Ja właśnie
przyszedłem do roboty. Cholera, pewnie nie zdążę stąd
wyjść przed meczem.
— Możesz być tego pewien.
Finn zbiegł po metalowych stopniach i ruszył w stronę
 boeinga 737, który był właśnie szykowany do rejsu do
Seattle z krótkim międzylądo-waniem w Detroit. Po drodze
mijał kilku ludzi: faceta zajmującego się tankowaniem
paliwa, dwóch bagażowych i mechanika sprawdzającego
stan opon. Nikt go nie zaczepił, ponieważ wyglądał i
zachowywał się tak, jakby miał prawo się w tym miejscu
znajdować. Dopijając kawę, obszedł samolot dookoła.
Następnie podszedł do airbusa A320, który za jakąś
godzinę miał odlecieć na Florydę. Obok stał wózek
bagażowy.
Dobrze wyćwiczonym ruchem wyjął z kieszeni małą
paczuszkę i wsunął ją do bocznej kieszonki jednej z toreb
podróżnych leżących na wózku. Potem przyklęknął przy
kołach samolotu, udając, że sprawdza bieżnik opon. I
znowu żadna ze znajdujących się w pobliżu osób nie
zwróciła na niego uwagi. Harry Finn roztaczał wokół siebie
aurę właściwego człowieka na właściwym miejscu. Chwilę
później zagadnął jednego z mężczyzn i wymienił z nim
uwagi na temat szans na zwycięstwo drużyny Redskin i
godnych ubolewania zarobków w przemyśle lotniczym.
- Ale szefom się powodzi dobrze - rzucił Finn. - Te dranie
biorą kupę forsy.
— Masz absolutną rację — zgodził się z nim rozmówca i
na znak osiągniętego porozumienia w sprawie
zachłanności szefów przybili sobie piątkę.
Finn zauważył, że tylny luk bagażowy samolotu do Detroit
był teraz otwarty. Poczekał, aż bagażowi wysiądą z wózka,
żeby zdjąć z niego bagaże, i wdrapał się na stojący przy
luku podnośnik. Wślizgnął się do luku i znalazł kryjówkę,
którą wcześniej widział na planach samolotu serii 737.
Takie plany można było zdobyć, jeżeli ktoś wiedział, gdzie
szukać, a Finn wiedział. W Internecie znalazł także
informację, że samolot będzie tylko w połowie zapełniony,
więc jego dodatkowy ciężar w ogonie nie będzie miał
żadnego znaczenia.
 Leżał skulony w swojej kryjówce, a w tym czasie do
samolotu wsiadali zestresowani pasażerowie. Wreszcie
maszyna wystartowała. Finn podróżował w komfortowych
warunkach w luku bagażowym i cieszył się tylko, że włożył
grubą bluzę, bo było tu nieco chłodniej niż w kabinie.
Godzinę po starcie samolot wylądował i podkołował do
rękawa. Kilka minut później otworzyły się drzwi luku i
pracownicy lotniska wyładowali bagaże. Finn cierpliwie
odczekał, aż zniknie
ostatnia walizka, następnie wysunął się ze swojej kryjówki
i wyjrzał przez otwarte drzwi na zewnątrz. Wokół kręcili
się ludzie, ale żaden z nich nie zwrócił na niego uwagi.
Zeskoczył na płytę lotniska. Chwilę później zobaczył
dwóch ochroniarzy, którzy popijając kawę i zawzięcie
dyskutując, szli w jego kierunku. Sięgnął do kieszeni,
wyjął z niej kanapkę z szynką i jedząc drugie śniadanie,
niespiesznie odszedł od samolotu.
Mijając ochroniarzy, skinął im głową i zagadnął:
— Pijecie prawdziwą kawę czy karmelkowe latte ze
śmietanką? -Uśmiechnął się szeroko z ustami pełnymi
kanapki z szynką. Ochroniarze zachichotali i poszli dalej.
Wszedł do hali lotniska, udał się do toalety, zdjął bluzę,
identyfikator i słuchawki, wykonał szybki telefon i ruszył w
stronę pomieszczenia ochrony.
— Dzisiaj rano na lotnisku National podłożyłem bombę w
bagażu airbusa A320 - wyjaśnił oficerowi dyżurnemu. - A
teraz przyleciałem stamtąd w luku bagażowym boeinga
737. Mogłem go w każdej chwili wysadzić w powietrze.
Zaskoczony oficer nie miał przy sobie broni, więc sięgnął
przez biurko, próbując złapać Finna. Finn uchylił się i gość
wylądował na podłodze, wzywając rozpaczliwie pomocy. Z
sąsiedniego pomieszczenia
wypadło kilku funkcjonariuszy z bronią gotową do strzału.
Ale Finn już trzymał w ręku dokument potwierdzający jego
tożsamość.
  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • happyhour.opx.pl
  • Tematy

    Cytat


    Facil(e) omnes, cum valemus, recta consili(a) aegrotis damus - my wszyscy, kiedy jesteśmy zdrowi, łatwo dajemy dobre rady chorym.
    A miłość daje to czego nie daje więcej niż myślisz bo cała jest Stamtąd a śmierć to ciekawostka że trzeba iść dalej. Ks. Jan Twardowski
    Ad leones - lwom (na pożarcie). (na pożarcie). (na pożarcie)
    Egzorcyzmy pomagają tylko tym, którzy wierzą w złego ducha.
    Gdy tylko coś się nie udaje, to mówi się, że był to eksperyment. Robert Penn Warren