Filozofia jest sztuką życia. Cyceron

Ochorowicz Julian - Wiedza tajemna ...

Ochorowicz Julian - Wiedza tajemna w Egipcie, DOKUMENT HISTORYCZNY, antyk

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Julian Ochorowicz
„Wiedza tajemna w Egipcie”
Spis treści
KAPŁANI I ŚWIĄTYNIE
I. KAPŁANI I ŚWIĄTYNIE
Ponieważ z konieczności opowiadanie nasze snuć się będzie około gruzów świątyń egipskich zobaczmy,
czym one były. Zdaniem francuskiego egiptologa Mariette'a, świątynie egipskie były tylko osobistym
pomnikiem króla, który je wznosił dla samego siebie, celem zjednania sobie łaski bogów lub podziękowania
za doznane dobrodziejstwa.
Ale tak sformułowane zdanie mogłoby dać całkiem błędne wyobrażenie. Prawda, że świątynie egipskie
były osobistym pomnikiem króla, lecz okoliczność ta najmniej określa tę istotę. Były one bowiem i
świątyniami, i szkołami, i gabinetami zoologicznymi, i obserwatoriami astronomicznymi, i miejscami
kształcenia moralnego, i wystawą sztuk pięknych, i domami zdrowia zarazem. Rozumie się, że mówiąc to,
nie dotykam kwestii ich historii, która jest dla nas obojętna, biorę je tylko w pełnym typowym ich rozwoju.
Jeżeli Mariette w określeniu swoim zaakcentował indywidualizm królewski, to dlatego jedynie, żeby
świątynie egipskie odróżnić od późniejszych, zbiorowych, dla ludu przeznaczonych domów modlitwy.
Do świątyń egipskich wcale nie dopuszczano ludu i nie odbywały się w nich nabożeństwa publiczne w
rodzaju naszych.
Tylko kapłani mogli przebywać w ich wnętrzu i tylko najwyżsi z nich, oraz król, mieli prawo odchylenia
zasłony, pokrywającej świętą arkę i jej tajemnicze emblematy. Nawet procesje odbywały się tylko w obrębie
olbrzymiego dziedzińca świątyni, zakrytego wysokim murem przed oczyma profanów. Religia, podobnie
zresztą, jak i nauka ówczesna, nie miały wcale charakteru propagandy i popularyzacji, cechującego nasze
stosunki. Przeciwnie, i nauka, i religia odcięte były od tłumów, a natomiast najściślej połączone ze sobą.
Uczonymi byli tylko kapłani, a kapłanami przeważnie uczeni. Jeżeli i dziś jeszcze mówimy, że kapłan jest
pośrednikiem
między ludźmi a Bóstwem, to wyrażenie to było ścisłe i bezwzględne tylko w tej głębokiej
starożytności, kiedy lud sam nie miał pretensji do bezpośredniego wyzwania Bóstwa i kiedy całą sprawę
porozumiewania się ze światem nadziemskim pozostawił kapłanom. Tym zaś, bynajmniej nie chodziło o to,
żeby lud znał ich tajemnice. Owszem, zabezpieczali się wszelkimi możliwymi sposobami, by ich znać nie
mógł. Ale z tego jeszcze nie wynika, że odosobnienie owo sprowadzało kapłanów do roli stróżów ołtarza i że
same świątynie były tylko „osobistym pomnikiem króla”.
Naukowy i moralny wpływ kapłanów wielki był w Egipcie, większy może, niż gdziekolwiek indziej. Nie
mówili wprawdzie kazań dla ludu, ale uczyli go moralności sposobem bardzo skutecznym, bo przykładem
własnym.
Świadczą o tym zgodnie wszyscy starożytni pisarze, którzy w Egipcie pisali, i rzeczywiście, nie ma
żadnych takich wskazówek, które by pozwalały przypisywać kapłanom egipskim faryzeizm i zepsucie, jakie
spotykamy w Grecji i w Rzymie, przynajmniej w okresie upadku. A co się tyczy ich wiedzy, to „znanym
jest” mówi Bunzen (
Bunzen: „Aegyptens Stelle in der Weltgeschichte”, 1884, Rd. I, str. 92
), „urok, jaki
mądrość i starożytność egipska posiadały w oczach największych greckich myślicieli, i jak dalece ci ostatni,
zwłaszcza od czasów Heroda, starali się przeniknąć głębszą myśl, ukrytą w dziwacznych postaciach bogów
egipskich i w kulcie zwierząt. Egipt już dla nich był sfinksem, który spoglądając swą rozumną, ludzką
twarzą, zachęcał do prób rozwiązania zagadki zwierzęcego swego ciała”.
W samej rzeczy, tradycje greckie najznakomitsze umysły wysyłają po wiedzę do Egiptu. Podanie głosi,
że Homer i Orfeusz, Tales, Demokryt i Pitagoras, Solon i Platon, uczyli u kapłanów egipskich - a Platon w
swoim
Timeios
kładzie w usta sędziwego kapłana z Sais te znaczące słowa:

Wy, Grecy, jesteście dopiero dziećmi...”
Byli też nimi rzeczywiście, wobec nauki egipskiej. Nie należy bowiem zapominać, że cywilizacja egipska
liczyła już na wieki swoją historię, gdy o Grekach nikt jeszcze nie słyszał. A jeżeli pomniki pierwszej, w
znacznej części zaginęły, to jeszcze nie daje nam prawa twierdzić, że „filozofia i nauka narodziły się dopiero
w Grecji”. Filozofia istniała w Indiach, a nauka stała wysoko w Egipcie, zanim zakwitła w Grecji. Nie ubliża
to w niczym zasługom Greków, którzy byli nauczycielami całej Europy - ale wobec najnowszych prac
historycznych nie można już wątpić, że na 2000 lat przed naszą erą Egipcjanie mieli prawo tak spoglądać na
dziką wówczas Europę, jak my dziś na Australię.
Słusznie powiada Fr. Lambert (
Weisheit der Aegypter, Sphinx 1880, str. 4
), że nielogicznością jest
wysławiać Greków, a poniżać Egipcjan, skoro ci Grecy tak wysoko ich stawiali. Zresztą, rozważenie
pomników, jakie po sobie pozostawili, wystarcza, żeby dać pojęcie o rozległości wiedzy, niezbędnej do
wzniesienia takich budowli, jak piramidy i świątynie egipskie.
Weźmy np. pod uwagę świątynię Amona w Karnaku, której nowoczesny autor, syn znakomitego fizyka
Ampere'a, tak się wyraża:

Narażając się na nazwę entuzjasty lub wariata, postaram się dać pojęcie o cudownej sali tej świątyni i o
wrażeniu jakie na mnie wywarła. Proszę sobie wyobrazić las wież; sto trzydzieści cztery filary, równe
wielkością kolumnie Vendome w Paryżu, z których najwyższe mają 70 stóp wysokości, a 11 w średnicy;
całe pokryte płaskorzeźbami i hieroglifami. Kapitele mają 65 stóp obwodu. Skala 319 stóp długości, to
znaczy prawie tyle, co kościół Św. Piotra i Pawła w Rzymie, i przeszło 130 stóp szerokości. Ani czas, ani
zdobywcy, którzy plądrowali Egipt, nie wzruszyli tej nieśmiertelnej architektury. Jest ona dziś jeszcze tym,
czym była przed 3000 lat, w kwitnącej epoce Ramzesów. - Nawet niszczącym siłom przyrody oparło się to
dzieło rąk ludzkich. Trzęsienie ziemi wywróciło 12 kolumn podwórza i bramę wchodową; ale owe 134 filary
nie zachwiały się. Brama, której upadek można porównać do wywrócenia się góry, padając, pociągnęła za
sobą trzy bliższe kolumny; ale czwarta ani drgnęła i dźwiga do dziś dnia na sobie olbrzymi ciężar gruzów.
Sala ta była całkiem sklepioną. Widać jeszcze jedno okno, przez które wpada słońce...”. Ileż nauki potrzeba
było, żeby wznieść tego rodzaju budynki!
Budowa świątyń egipskich przedstawiała jeden plan zasadniczy; naprzód, droga prowadząca do świątyni,
była ozdobiona po obu stronach sfinksami, leżącymi jeden za drugim na bardzo znacznej przestrzeni. Aleja
sfinksów doprowadzała do głównej bramy, zbudowanej jakby z dwóch bardzo wysokich piramid, ściętych u
góry i połączonych przecznicą. Przed bramą, pokrytą płaskorzeźbami, stały zwykle dwa obeliski. Następnie
wchodziło się na wielki podwórzec, obwiedziony dokoła portykiem o olbrzymich kolumnach, które w
najstarszych świątyniach były kwadratowe i grube, a w nowych okrągłe i ozdobniejsze. W dalszym ciągu
następowała wielka sala, potem druga mniejsza, trzecia jeszcze mniejsza dla ofiar, za nią tak zwana „sala
spokoju bogów” i dopiero właściwa świątynia, mała, częstokroć w jednym bloku wykuta, kryjąca główne
bóstwo, dokoła otoczona labiryntem małych pokojów i korytarzy. Wszystkie zaś te budynki, razem wzięte,
otoczone były prostokątnie, wielkim prostym murem bez ozdób. W niektórych świątyniach znajdowały się
nadto olbrzymie tarasy z licznymi schodami, ozdobionymi w posągi. Żadna cząstka ścian świątyni nie była
bez użytku. Wszystkie od dołu do góry pokrywały płaskorzeźby i hieroglify.
Każdą świątynię poświęcano trzem bogom, albo raczej jednemu w trójcy, która to trójca stanowiła
zawsze trzy pierwiastki: męski, żeński i nijaki. Tak np. świątynia Amona, o klórej wspomniałem,
poświęcona była Amonowi ojcu, Muth matce i Konsu synowi - podobnie jak inne znów: ojcu Ozyrysowi,
matce Izydzie i synowi Horusowi (
Ob.: Olliver Beuregard. Les egyptiennes etc., Paris 1866, str. 124
).
Występowanie rodziny, a specjalnie kobiety w wyobrażeniach najwyższego bóstwa, jest charakterystyczne
dla Egiptu. Kobieta w nich była zawsze towarzyszką mężczyzny. Stanowisko jej w społeczeństwie było
równe pod niejednym względem. Przez długi czas kobiety tylko dziedziczyły, a posag przynosił mąż, a nie
żona. Diodor twierdzi nawet, że mąż przysięgał posłuszeństwo żonie. W każdym razie pewne jest, że dzieci
nosiły imię matki, a nie ojca i że wskutek tego, dzieci nieprawe były zrównane z prawymi. Nareszcie należy
dodać, że na płaskorzeźbach, żony wszędzie widzimy obok mężów, i że pomnik każdego króla zawsze był
podwójny, obejmował bowiem i męża, i żonę.
Króla wybierano z kasty kapłanów, nic więc dziwnego, że właściwie ci ostatni dzierżyli władzę.
Własność ziemska dzieliła się na trzy części: jedna należała do króla, druga do kapłanów, trzecia do
wojowników. Członkowie innych kast mogli być tylko dzierżawcami. Ale należy dodać, że kastowość w
Egipcie nie była tak bezwzględna jak w Indiach, gdyż pracą i zasługą można się było dostać do kasty
wyższej. Celem zachowania czystości kast, małżeństwa z siostrami rodzonymi były zwyczajem, zwłaszcza u
kapłanów, którzy jedną tylko mogli mieć żonę. Nie idzie jednak zatem, żeby bezwzględnie wykluczano od
związków przedstawicieli innych kast wyższych, byle tylko przeszli wymagany, a bardzo ciężki nowicjat.
Natomiast cudzoziemców przez długi czas nie dopuszczano wcale; a jakie i dla wyjątków robiono
trudności, świadczy historia Pitagorasa, jednego z nielicznych Greków, którzy dostąpili zaszczytu
wtajemniczenia we wszystkie nauki kałpanów. Być może nawet, że Pitagoras był jedynym inicjowanym we
wszystkie
stopnie cudzoziemcem. Wyjeżdżając do Egiptu i wiedząc, jak trudno jest dobrać się do tajemnic
świątyń egipskich, zaopatrzył się w list polecający od króla wyspy Samos do króla egipskiego Amazisa.
Pomimo jednak takiego poparcia, kapłani z Heliopolis odesłali go do Memphis, a kapłani z Memphis
wymówili się i odprawiali go do Teb (
Porphyriaus. De vita Pythagorae. Biblioteka - T. 80
). Tebańczycy
dopiero widząc, że kandydat nie da się odstraszyć, a z drugiej strony nie chcąc się narazić królowi,
oświadczyli, że go przyjmą, ale zarazem postanowili wyznaczyć mu tak ciężki nowicjat, żeby w nim
wytrwać nie mógł. Tymczasem ku wielkiemu ich zdumieniu, Pitagoras wszystkie najcięższe prace gorliwie i
punktuanie wykonywał i tak ich tym sobie zjednał, że mu już dalszej nie stawiali przeszkody. A nie musiał
nowicjatu swego żałować, skoro, jak świadczy Jamblichus (
Jamblichus. De Mysteriis Aegyptiorum Ob.
Jabłoński Pantheon Aegypt. III prol. CLI
),
22 lata
przebył na nauce u kapłanów.
Praca była obowiązkiem naturalnym każdego Egipcjanina i nawet niebezpiecznie oyło próżnować, jako
bowiem człowiek „bez wartości”, próżniak mógł być bezkarnie zabity.
Kapłani pracowali także. Każdy z nich obowiązany był przez pewien czas bezpłatnie uprawiać rolę, dla
dobra ogólnego. Tylko najcięższe prace, jak np. zwożenie kamieni pod budowę, pozostawiano niewolnikom.
W hierarchii kościelnej rozkładu pracy pilnowano bardzo ściśle. Niższe stopnie zajmowały się
strzeżeniem świątyni i pracą w polu, oraz spełnianiem poleceń wyższych kapłanów w doglądaniu chorych.
Do tych niższych stopni należeli także kadzielnicy, którzy okadzali świątynię trzy razy na dzień. Taki
przynajmniej zwyczaj istniał w świątyni Izydy, gdzie kadzono rano żywicą, w południe mirrą, a wieczorem
syphą (mieszaniną z 16 ziół rozmaitych). Dalej szli muzycy i śpiewacy, biorący udział w większych
uroczystościach, a z kobiet płaczki, tancerki i śpiewaczki. Do wyższych stopni kobiet nie dopuszczano, ale
małżonka króla mogła z nim, lub w jego zastępstwie celebrować nabożeństwo.
Do tych zaś wyższych stopni należeli przede wszystkim święci pisarze, których zadaniem było
spisywanie historii i przechowywanie ksiąg religijnych; następnie oczyszczający, których roli nie znamy
dokładnie, i wreszcie tak zwani
ojcowie boscy
, którzy już tylko arcykapłana mieli nad sobą. Ci ojcowie
boscy byli właściwie stróżami tajemnic kapłańskich. Oni to zajmowali się badaniami naukowymi, zarządem
dóbr, wreszcie obowiązkami religijnymi, do których należało i leczenie chorych. W jaki sposób - zobaczymy
następnie.
Wszyscy kapłani nosili białe, z cienkiego płótna szaty, zarzucając niekiedy skórę lamparcią przez plecy.
Stopnie w hierarchii wyróżniały się łańcuchami i symbolami, noszonymi na szyi, a także długością brody.
Długość tę łatwo było unormować, ponieważ brody były sztuczne. Podobno z pobudek nadmiernej czystości
golili wierzch głowy i całe ciało, a dla osłony od słońca nosili peruki ze złotą opaską. Chodzili boso i tylko
najwyższym wolno było nosić chodaki papirusowe (biblus). Zdejmowali je jednak, wchodząc na dwór króla
lub do świątyni.
W pokarmach zachowywali niezwykłą prostotę i umiarkowanie, do których i król był obowiązany.
W jednej ze świątyń memfickich znaleziono napis, przeklinający króla Menesa za to, że do stołu swego
wprowadził zbytek w pokarmach i napojach. Wina wcale nie pijali, chyba może w czasach późniejszych,
kiedy zaczęto sprowadzać wina greckie. Nie wiem, o ile wolno im było używać piwa, które podobno znane
było w Egipcie, w kilku nawet gatunkach.
Kapłani egipscy nie byli wegeterianami, jak to niektórzy przypuszczali, ale jadali bardzo mało mięsa i
tylko wyborowe. Przy świątyniach istnieli specjalni urzędnicy sanitarni, których zadaniem było badać mięso
przyniesione, i tylko niewątpliwie zdrowe, opatrzone ich pieczęcią, mogło iść na stół kapłanów. Przebijała w
tej ostrożności wiedza, że niektóre choroby ze złego mięsa powstają. Mięso wieprzowe jadali tylko raz na
miesiąc, podczas pełni. Nie jadali wcale ryb tłustych, a więc głównie morskich i w ogóle tłustych pokarmów
- nawet jarzyn silnie odżywiających. Nie używali też cebuli, dlatego, że pragnienie pobudza; natomiast jadali
owoce, a zwłaszcza daktyle i winogrona, zawsze jednak w skromnej ilości, gdyż nawet król miał
wyznaczoną ilość pokarmów niezbędnych do życia. Wszelki nadmiar uważali, i słusznie, za źródło chorób i
ociężałości umysłowej.
Podczas obiadu stawiali pod ścianę mumię, celem przypomnienia śmierci.
Nadmierna powaga panowała w całym postępowaniu kapłanów. Nikt ich nie widział śmiejących się lub
unoszących gniewem, a milczenie było też jednym z objawów wielkiego panowania nad sobą, do którego
dochodzili po kilkuletnim, ciężkim nowicjacie. W papirusach egipskich są ślady, jak wielką wagę
przywiązywali do
władzy nad sobą samym
. Niezmiernie surowa dyscyplina zakonna nie zdawała się jednak
ciążyć nikomu, zamiłowanie bowiem regularnej, nie natężonej, ale systematycznej pracy, obok uległości
prawu i władzy, cechowało umysł egipski. Z drugiej strony widać było u naczelnych kapłanów myśl
racjonalnego rozkładu prac, zajęcia bowiem umysłowe przeplatano pracą mechaniczną w polu, a rytuał
modlitewny nie był zbyt uciążliwy. Większą jednak część dnia przepędzali w odosobnieniu jedni od drugich,
a ludowi ukazywali się tylko w bardzo rzadkich okolicznościach.
Umiarkowanie i reguła
we wszystkim - oto główna myśl tych urządzeń. Czystość zaś posuwali tak
daleko, że kąpali się parę razy dziennie.
Żenili się, jak już wspomniałem, najczęściej z siostrami i syn wstępował w ślady ojca.
Herodot twierdzi, że byli to najzdrowsi ludzie na świecie...
II. HIEROGLIFY
Kraj sfinksów i piramid był też ojczyzną dziwacznego pisma, w którym kapłani zapisywali swoje myśli.
Zdawałoby się, że ponieważ hieroglify figurowały nie tylko na ścianach świątyń, lecz i na wszelkich
pomnikach publicznych, to musiały być zrozumiałe dla ludu. Tymczasem tak nie było. Hieroglify były
pismem świętym, dostępnym tylko dla kapłanów. A nie musiały być zrozumiałe i później dla uczonych
Greków( Herodot, Diodor), skoro informacje ich długi czas w błąd wprowadzały nowożnytnych uczonych,
opóźniając tłumaczenie tekstów. Albo też, możnaby przypuszczać, że taki Herodot sam będąc uczniem
kapłanów egipskich, umyślnie wyjaśnienie zaciemniał. Dość, że aż do bieżącego wieku hieroglify pozostały
tajemnicą.
Ale jakim sposobem w samym Egipcie mogły pozostać tajemnicą, skoro można je było widzieć i
porównywać w nieskończonej liczbie okazów na świątyniach i obeliskach?
Rozumiemy to dziś dopiero. Pismo kapłanów składało się z tak wielu znaków (
Około 800, według
Beauregarda: Les divinites egyptiennes, leur origine, leur culte etc. Paris, 1866, str. 84
), tak różnorodnego
znaczenia i w tak zawiłym układzie, że kilka lat potrzeba było, żeby się go wyuczyć, nie mówiąc już o tym,
że i w samej treści kapłani nie zawsze starali się o jasność i odczytane z nich refleksje trzeba było jeszcze
zrozumieć.
Pomniki pisma egipskiego, jakie dziś posiadamy, chociaż niezbyt liczne, obejmują 5000 lat (
Maspero
„Histoire ancienne”, Paris 1886, str. 753
).
Ładny okres czasu! Można by się domyślać, iż przez tyle wieków pierwotne pismo musiało ulec licznym
przeobrażeniom. Jakoż niewątpliwie tak było, ale tylko w części; pierwotne hieroglify przekształciły się
najpierw w pismo
hieratyczne
, a więc także kościelne, ale już nie obrazkowe, a przynajmniej nie w tym
stopniu, a następnie w pismo
demotyczne
, czyli ludowe, już całkiem uproszczone i pod wzglądem budowy
zbliżone do późniejszych literowych. Z tym wszystkim jednak hieroglify dawne, z małymi ulepszeniami,
pozostały pismem kapłanów; i tym sposobem w Egipcie około VII wieku przed Chrystusem i później,
istniały trzy odrębne rodzaje pisma: hieroglify jako pismo tajne; hieratyczne, jako pismo literackie; i
demotyczne, w którym załatwiano korespondencję i umowy handlowe, a więc już całkiem popularne.
Tymczasem, dziwną igraszką losu, owe pierwotne, tak troskliwie przez kapłanów skrywane hieroglify, stały
się dziś dla uczonych egiptologów bardziej zrozumiałe aniżeli pismo ludowe!
Czytelnik zapewne rad by wiedzieć, jakim się stało to cudem?
Opowiem pokrótce.
Wszelkie rodzaje pisma na całym świecie powstały z rysunku i pierwotne znaki pisemne były tylko
wizerunkiem rzeczy. W pozostałościach z epok przedhistorycznych tylko takie spotykamy.
Hieroglify, jako przejściowy typ pisma, zawierały w sobie jeszcze bardzo wiele znaków
ideograficznych
,
czyli rysunkowych, i stąd poszło mniemanie, przekazane nam przez autorów starożytnych, że hieroglify
wcale nie składają się z liter, lecz że każdy w nich znak odpowiada pojęciu lub rzeczy. I ta, szczera czy
nieszczera, sugestia starożytnych, bruździła uczonym przez dwadzieścia kilka wieków! Może szczera, bo w
pierwotnej swojej formie hieroglify były istotnie czysto obrazkowym pismem, ale po tych pozostała tylko
tradycja; może nieszczera, bo jak wspomniałem, tak Herodot (ur. 484 przed Chr.) musiał znać istotę
hieroglifów. Zobaczymy następnie, że i w innych kwestiach umiał on dotrzymywać przysięgi tajemnicy,
złożonej kapłanom egipskim.
Jakim sposobem po tylowiekowej nieświadomości, naraz spadł na owe tajniki promień światła?
 Że wieki średnie nie rozumiały hieroglifów, to nas dziwić nie może, bo wieki średnie wcale się Egiptem
nie interesowały, pogardzając „magicznymi znakami”, za jakie je uważano. Ale w epoce odrodzenia
usiłowań nie brakło. W w XVII głośny i bystry uczony, jezuita Kircher (1601-1680), fantazjował na ten
temat. Po nim i inni zwracali się do hebrajskiego, to do chaldejskiego, to do chińskiego języka, szukając w
nich analogii z domniemanym staroegipskim. Te próby doprowadziły tylko do przekonania, że nie znano
właściwego języka hieroglifów. Przypuszczano dwie rzeczy, że: albo były one formą czysto obrazkowo-
pojęciową, niezależną od fonetyki, czyli w ogóle od mowy dźwiękowej; albo też że, jeżeli wyrażały mowę
dźwiękową, to ta mowa, staroegipska, zaginęła bez śladu. Gdyby pierwsze przypuszczenie było prawdą,
hieroglify musiałyby być, jako tako przynajmniej, zrozumiałe dla każdego badacza, jakiejkolwiek
narodowości, byle obdarzonego pewną domyślnością - tymczasem tak nie było, gdyż obok form ludzkich,
zwierzących i roślinnych, obok pewnych wizerunków przedstawią.jących widocznie przedmioty znane, były
w hieroglifach kulasy, do niczego niepodobne.
W drugim wypadku, tj. gdyby to były znaki dźwiękowe języka całkiem zaginionego - to oczywiście
zanikłaby tym samym wszelka nadzieja odcyfrowania ich i należałoby tylko na okładce księgi hieroglifów
wypisać motto włoskiego poety:
Lasciate ogni speranza!
...
W takiej alternatywie przypadek przyszedł uczonym z pomocą.
W r. 1799 oficer artylerii francuskiej, Bousard, jeden z tych, którzy towarzyszyli Napoleonowi I w
wyprawie pod piramidy, znalazł przed bramą Rozetty, kopiąc szańce około miejscowego frontu, tablicę
bazaltową (spoczywającą dziś pod szkłami w British Museum), a zawierającą napis w trojakim piśmie:
hieroglificznym, demotycznym i greckim.
Pochodził on oczywiście z czasów, kiedy już mieszano język grecki z egipskim (II w. przed Chr.), i kiedy
już tak gorliwie nie strzeżono tajemnicy hieroglifów. Tekst grecki zawierał pochwałę, spisaną przez
kapłanów na cześć Ptolomeusza V (204-181 przed Chr.).
Trzeba było tylko zestawić odnośne wyrazy, żeby zrozumieć ich znaczenie. Na nieszczęście, właśnie
tekst hieroglificzny bardzo był uszkodzony. Musiano więc poprzestać na odcyfrowaniu demotycznego, z
którego Szwed Akerblad wybrał większą część alfabetu. Co do hieroglifów, to niektóre prawdziwe
wskazówki wykrył Anglik Th. Young. ale też i mylił się tak dalece, że np. czytał „Evergetes” tam gdzie było
„Koesar”.
Właściwym Mojżeszem dla tych źródeł dziejowych stał się dopiero genialny Francuz Champollion. Tak
wielkich dzieł mogą dokonywać tylko ci, którzy w młodości myśl jakąś powziąwszy, uparli się przy niej i
wytrwale dążyli do celu; nie bezpodstawnie bowiem powiedział Buffin: geniusz, to cierpliwość.
Cierpliwości nie brakło Champollionowi. Owładnięty jedną myślą, jak się okazało słuszną, poświęcił jej
wszelkie siły; tą myślą było, że wobec nieruchomości wszelkich egipskich instytucji, wobec odosobnienia, w
jakim się przez tyle tysięcy lat kraj ten znajdował, język jego nie mógł zmienić się radykalnie i że
prawdopodobnie jest to język Koptów, chrześcijańskich potomków starożytnych Egipcjan. Studiując tedy
języki wschodnie najgorliwiej poświęcił się Champollion koptyjskiemu. Przeszkadzało mu jeszcze panujące
przekonanie, że hieroglify są pismem ideograficznym, lecz skoro raz przypuścił, że owe figury tajemnicze są
wyobrażeniem dźwięków, nie zaś przedmiotów (co zresztą już w z.w. Niebuhr przypuszczał), błyskawica
oświetliła jego umysł: hieroglify, od paru tysięcy lat milczące, przemówiły.
Odkrycie swe przesłał Akademii.
Czytelnik przypuszcza zapewne, że od tej chwili zaczęto go cenić? Przeciwnie, od tej chwili zaczęto z
niego drwić. P. Quatremere, wielki specjalista, który w dodatku sam pierwszy przypuszczał, iż język
hieroglifów jest językiem koptyjskim, uznał pomysły Champolliona za tak głupie, iż nawet nie warto ich
rozpatrywać. Inny wielki specjalista, Klaptoth, mieszał go z błotem jeszcze po śmierci. W ogóle jednak
trzeba przyznać, że przedwczesna śmierć Champolliona (1832, w 41 r.życia), ostudziła zapał przeciwników,
którzy chłodniej rozbierając fakty, doszli do przekonania, że mają do czynienia z jednym z tych
wiekopomnych odkryć, które nie co dzień się trafiają.
A teraz pozostaje nam tylko w ogólnych zarysach zapoznać się z tajemnicą hieroglifów.
Otóż badania Champolliona wykryły, że hieroglify, pismo hieratyczne i pismo dematyczne, są trzema
stopniami przejść od obrazkowych do literowych form pisma. Każde następne pismo jest uproszczeniem
poprzedniego, a zarazem udoskonaleniem.
Następujące próbki dadzą pojęcie wyglądu tych przejść stopniowych w kolejności wieków:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • happyhour.opx.pl
  • Tematy

    Cytat


    Facil(e) omnes, cum valemus, recta consili(a) aegrotis damus - my wszyscy, kiedy jesteśmy zdrowi, łatwo dajemy dobre rady chorym.
    A miłość daje to czego nie daje więcej niż myślisz bo cała jest Stamtąd a śmierć to ciekawostka że trzeba iść dalej. Ks. Jan Twardowski
    Ad leones - lwom (na pożarcie). (na pożarcie). (na pożarcie)
    Egzorcyzmy pomagają tylko tym, którzy wierzą w złego ducha.
    Gdy tylko coś się nie udaje, to mówi się, że był to eksperyment. Robert Penn Warren