Filozofia jest sztuką życia. Cyceron

Odyseja10

Odyseja10, Filologia klasyczna, Odyseja

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
157PIE�� DZIESI�TAPrzygody u Ajola, Lajstrygon�w, Kirki�Przybywamy do wyspy Ajolii[168], zagnaniWiatrem. Syn Hippodata, Ajol[169] mieszka� na niej.By� to przyjaciel bog�w i od nich kochany.P�ywaj�c� t� wysp� strzeg� w okr�[170] �cianySpi�owych wa��w, nie mniej i pobrze�ne ska�y.Dzieci mia� on dwana�cie, kt�re si� chowa�y:Sze�� �licznych c�r i syn�w te� sze�ciu. Z synamiPo�eni� swoje c�ry, braci ze siostrami.Wi�c przy ojcu i matce siedzia�y te stad�aW wonnych gmachach, gdzie sto�y gi�y si� od jad�aI napitku, a fletni odg�os brzmia� w przysionkach.Tak we dnie; a za� w nocy m�e przy ma��onkach�pi� w �o�ach, za�cielonych pi�knymi makaty.Wszed�em wtedy w to miasto, potem w ich komnaty,Gdzie przez miesi�c go�ci�em. Ajol rozpytywa�O Ilion, nasze nawy, czym przygody miewa�W podr�y; jam wyprawy opowiada� dzieje;Wszystkie na l�dzie, morzu przebyte koleje.Wreszcie, gdym o odpraw� prosi� do podr�y,Nie odm�wi� i zapas da� na drog� du�y,To� z dziewi�cioletniego byka miech sk�rzany,W kt�rym pr�d w�ciek�ych wiatr�w le�a� jak sp�tany,Zeus bowiem wszystkie wiatry da� pod jego stra��,�e gdy chce, je ucisza albo d�� im ka�e.Miech ten on sam zawi�za� ta�m� srebrnolit�,By wiatr nie m�g� si� wymkn�� szczelink� ukryt�.Mnie za� w drog� wia� kaza� tylko Zefirowi,Nie�� nawy i podr�nych prosto ku domowi.Lecz inaczej si� sta�o, gdy� niebezpiecze�stwo�ci�gn�li�my na siebie przez w�asne szale�stwo.Dziewi�� dni, dziewi�� nocy gdy tak fale prujem,W dziesi�tym ju� i ziemi� ojc�w odgadujem.Ju� i ogie� stra�niczy wida�, miga w dali.Gdy wtem mnie znu�onego mocny sen powali:Sam bowiem ster trzyma�em, nie daj�c nikomuWyr�czy� si�, by pewniej zap�yn�� do domu.A� tu mi�dzy dru�yn� ten, �w podejrzywa,�e w tym miechu skarb jaki� wielki si� ukrywa,Dany mi od Ajola, �e w dom wioz� zbiory.I takie mi�dzy nimi by�y rozhowory[171]:- Dziwna rzecz, jak on lubion, jak uczczony wsz�dzieW ka�dym kraju i miejscu, gdziekolwiek przyb�dzie!Ju� z Ilionu on wywi�z� wielkie kosztowno�ci,A my, cierpi�c z nim r�wne trudy i przykro�ci,Wracamy do dom z niczym: taka nasza dola!Teraz zn�w upominek dosta� od Ajola,Dar przyja�ni. Wi�c pok�d trwa jego drzemota[172],Zobaczym, ile w miechu ma srebra i z�ota. -Tak prawili, i zgubna zwyci�y�a rada:Skoro miech rozwi�zali, srogi wichr wypada,Rwie okr�ty, zap�dza precz na pe�ne morze,Daleko od ojczyzny. Wtem oczy otworz�,Cuc� si� i niez�omny sercem my�l� sobie,Czy mam skoczy� z okr�tu, zgin�� w mokrym grobie,Czy cios ten znie�� spokojnie i �y�? Wi�c zwa�ywszy,Znios�em go - i na pok�ad pad�em twarz zakrywszy,A tak orkanem gnane wr�ci�y okr�taZn�w do Ajolii. Nu� w p�acz moje niebo��ta!Wysiedli�my na brzegi i wody nabrano,Potem tu� przy okr�tach obiad zgotowano,A gdy straw�, napitkiem duch si� w nas rozbudzi,Wzi�wszy z sob� keryksa i jednego z ludzi,Ruszy�em wprost do zamku. Tam widz� Ajola,Jak siedzi przy biesiadzie i jak go okolaGrono dzieci i �ona. Wi�c w zamkowe progiSun� i w progu siadam. Oni pe�ni trwogiPytaj�: - Co tu robisz? Jakie� ci� demonyTrapi�? Wszak przez nas hojnie by�e� opatrzonyNa podr�, by� do swojej m�g� wr�ci� rodziny!�Tak prawi�, a ja na to: - Nie z mojej to winy,Lecz z druh�w, jam by� usn��, oni mi� zgubili!W was nadzieja - ratujcie, przyjaciele mili! -My�la�em, �e ich ujm� przez pochlebne s�owo,Lecz milczeli; li Ajol zgromi� mi� surowo:- Precz st�d, precz mi z tej wyspy, poczwaro obrzyd�a!Nie godzi si� ugaszcza� ni bra� pod me skrzyd�aTakiego, co �cigany zemst� wielkich bog�w!Ty� ich gniewem obci��on: wyno� si� z mych prog�w! -Rzek� i wzdychaj�cego precz wyp�dzi� z domu.Co zrobi�? P�yniem dalej, sm�tni, pe�ni sromu.Wio�larzom d�o� opada, serce im omdlewa,Widz� b��d sw�j, pomocy nikt si� nie spodziewa.Sze�� dni i tyle� nocy t�uczem si� po wodzie,W si�dmym przy lajstrygo�skim[173] stan�li�my grodzieLamos, gdzie krzykiem pastuch pastucha ostrzega,�e wraca lub �e z trzod� na pasz� wybiega.Tutaj, kto by spa� nie m�g�, bra�by dwie nagrody,Raz jako pastuch byd�a, zn�w jak pastuch trzody;Bowiem dzienne i nocne blisko le�� pasze.Znalaz�y tam wyborn� przysta� nawy nasze:Ska� niebotycznych �ciana przysta� t� zamykaI tylko w�skim wnij�ciem okr�t si� przemyka,Gdzie dwie ska�y ogromne z dw�ch stron w morze wbieg�y.Tam zawin�y nawy i przysta� zaleg�y,Jedna tu� obok drugiej linami do l�duPrzywi�zane: gdy� nigdy nie bywa tam pr�duWe�n[174] wielkich albo ma�ych, wody g�adko stoj�.Jam tylko do przystani nie wszed� z naw� moj�I zewn�trz j� upi��em cum� do opoki.Potem wdar�em si� na wierzch ska�y, sk�d szerokiWidok by� - lecz pustynia przede mn� tak dzika,�e nie ma ani �ladu byd�a lub rolnika;Wida� tylko, jak z ziemi dym s�upem si� wije.Wi�c wys�a�em na zwiady spyta�, kto tam �yje?Jacy ludzie, jedz�cy chleb z ziarna bo�ego?Dw�ch wybra�em, keryksa doda�em trzeciego.Ci poszli i trafili na drog�, po kt�rejWozy z drzewem spuszczano w miasto z wielkiej g�ry.Pod miastem dziewcz� oni napotkali m�ode,C�r� lajstrygo�skiego Antifa, jak wod�Schodzi�a bra� w Artakii szemrz�cej krynicy;Bowiem st�d bior� wod� mieszka�cy stolicy.Zbli�ywszy si� wi�c do niej, witali pytaniem:Kto tu kr�l i pod czyim ten lud panowaniem?Ona im dw�r ojcowski wskaza�a w oddali.Tam wszed�szy, w onym domu kobiet� zastaliOgromn� jak grzbiet g�ry - strach pad� na nich blady.Ta, gdy ma��onka swego wywo�a�a z rady,Przyszed� Antif; ci wietrz�, jaki los ich czeka,Gdy� porwa� i od razu zjad� jednego cz�eka,Dwaj za� drudzy uciekli co �ywo na nawy.Antif w mie�cie narobi� zaraz strasznej wrzawy;Na ten ryk Lajstrygony kupami wielkimiWypadli; to nie ludzie, lecz prawie olbrzymi.Ci lec� z brzegu stacza� ska� srogie kawa�yNa d�, k�dy okr�ty nasze w porcie sta�y;I straszny na okr�tach zrobi� si� tam zam�t,Naw gruchotanie, m��w konaj�cych lament.Wr�g ich cia�a poniza� jak ryby na tyki,By po�re�. - A jam podczas tej zabijatykiSkoczy� i miecz od boku wyrwawszy szeroki,Odci��em lin�, kt�r� okr�t do opokiBy� przywi�zan: na czelad� nagl�, aby �wawoWios�owa�a, bo wszyscy przyp�acim to krwawo.I okr�t r�czo pomkn�� - tak �mierci si� boj�.Spod wiszar�w wywiod�em przecie� naw� moj�Na pe�ne, k�dy wr�g nas nie oskoczy snadno;Za to inne okr�ty wszystkie posz�y na dno!�eglujemy wi�c dalej smutni, nieszcz�liwi�Trapi nas strata druh�w, cieszy, �e�my �ywi.Wi�c u wyspy Ajai stajem. Mieszka na niejK-irka, pi�knok�dziorna, gadaj�ca pani,Z�owrogiego Ajeta[175] rodzona siostrzyca.Obojgu ojcem S�o�ce, co ziemi przy�wieca,Matk� jej Persa, kt�r� Okeanos rodzi.Tam cichutko pod brzegi okr�t nasz podchodziI zawija: b�g kt�ry� u�yczy� pomocy.Na brzegu wypoczniemy przez dwa dni, dwie nocy,Bo�my prac� zm�czeni, a niedol� zbici.Lecz w trzecim, gdy r�ana Jutrzenka za�wieci,Bior� oszczep, a mieczem przepasan do bokuWyszed�em na szczyt ska�y i patrz�, czy okuNie zjawi si� cz�ek jaki lub g�os jego schwyc�.I kiedym tak z wiszaru patrza� w okolic�,Ujrza�em, jak s�up dymu z ziemi si� podnosi�Poza lasem: tam Kirka mieszka, z tegom wnosi�.I zaraz rozwa�a�em w g��bi mego ducha,Czy mam dotrze� do miejsca, gdzie ten dym wybucha.Wi�c gdy si� z niepewnymi my�lami szamoc�,Stan�o, �e wprz�d zajrz� do nawy w zatoce,By dru�yn� nakarmi� i w kraj wys�a� szpieg�w.Z t� my�l� gdym do morskich przybli�a� si� brzeg�w,Jaki� b�g si� zlitowa� mego utrapieniaI zes�a� mi z ogromnym poro�em jelenia,Co przybieg�, wyskoczywszy z le�nego czaharu,By w strudze z s�onecznego och�odzi� si� skwaru.W lot go te� ugodzi�em przez sam �rodek krzy�y:Grot miedziany przep�dzon brzuchem wyszed� ni�ej;Rycz�c wi� si�, dop�ki nie skona�, zabity.Opar�szy si� o� nog�, grot, kt�rym przeszyty,Wywlok�em i rzuci�em tu� obok zwierzyny,Sam za� nad strug� gibkiej naci�wszy wikliny,Ukr�ci�em powr�se� s��nistych kilkoro,I wi��� srogiej bestii do kupy n�g czworo;A zarzuciwszy na si�, d�wiga�em na grzbiecie,Wspieraj�c krok oszczepem, gdy� ci�ar to przecieNie lada, aby jeden cz�owiek mu podo�a�.Wi�c doni�s�szy do nawy, towarzyszy-m zwo�a�I tak do nich m�wi�em:- Druhowie kochani!Cho� niedola nas g�obi, to nikt do otch�aniHadesa p�j�� nie p�jdzie wpierw, nim go dosi�eDzie� przeznacze�. Wi�c ducha nie traci� nam, m�e!I p�ki na tym statku co pi� ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • happyhour.opx.pl
  • Tematy

    Cytat


    Facil(e) omnes, cum valemus, recta consili(a) aegrotis damus - my wszyscy, kiedy jesteśmy zdrowi, łatwo dajemy dobre rady chorym.
    A miłość daje to czego nie daje więcej niż myślisz bo cała jest Stamtąd a śmierć to ciekawostka że trzeba iść dalej. Ks. Jan Twardowski
    Ad leones - lwom (na pożarcie). (na pożarcie). (na pożarcie)
    Egzorcyzmy pomagają tylko tym, którzy wierzą w złego ducha.
    Gdy tylko coś się nie udaje, to mówi się, że był to eksperyment. Robert Penn Warren